
Dawno, dawno temu, w małej wiosce otoczonej gęstym lasem, mieszkała dziewczynka o imieniu Czerwony Kapturek. Nazywano ją tak, ponieważ zawsze nosiła czerwony płaszczyk z kapturkiem, który uszyła dla niej babcia. Każdego dnia Kapturek przemierzał leśne ścieżki, niosąc koszyk z babcinymi przysmakami. Ale pewnego ranka, gdy słońce ledwo przebijało się przez korony drzew, stało się coś niezwykłego…
— Mamo, czy słyszysz ten dziwny dźwięk? — zapytał Kapturek, nasłuchując odgłosów dochodzących z głębi lasu. — To brzmi jak… jakby ktoś śpiewał!
— To pewnie wiatr szeleści liśćmi — odpowiedziała mama, pakując do koszyka świeże bułeczki. — Ale jeśli jesteś ciekawa, możesz zboczyć trochę z drogi i sprawdzić. Tylko uważaj na siebie!
Kapturek, prowadzony tajemniczą melodią, dotarł do opuszczonego młyna nad rzeką. Jego drewniane skrzydła stały nieruchomo, a z okien sączył się złoty blask. Nagle usłyszała cichy szelest.
— Ojej! Kto tam? — zawołała, widząc ruch w krzakach.
— To tylko ja, Lisiczka — odpowiedział rudzielec, wyłaniając się z zarośli. — Słyszałam, że stary młyn skrywa tajemnicę… ale nikt nie odważył się tam wejść od lat!
— Dlaczego? — zdziwił się Kapturek.
— Mówią, że mieszka w nim… *Młynarz-Czarodziej*! — szepnęła Lisiczka, rozglądając się nerwowo. — Zamknął w młynie wszystkie zagubione dźwięki: śmiech dzieci, śpiew ptaków, nawet szum rzeki. Bez nich las stał się smutny.
Kapturek poczuł, jak coś ściska ją w brzuchu. To nie był strach — to była *odwaga*.
— Musimy go powstrzymać! — oświadczyła, sięgając po koszyk. — Może babcine bułeczki go przekonają?
W środku młyna czekała niespodzianka: ściany pokryte były szkatułkami, z których wydobywały się stłumione dźwięki. Na środku stał Młynarz-Czarodziej, ale wcale nie wyglądał groźnie — miał zapłakane oczy i zgarbione ramiona.
— Kim jesteś, dziewczynko? — zapytał ochrypłym głosem.
— Jestem Czerwony Kapturek — odparła, podając mu bułeczkę. — Dlaczego ukradł pan dźwięki?
— Kiedyś naprawiałem młyn, ale ludzie przestali przychodzić… — westchnął. — Chciałem, żeby ktoś usłyszał, jak bardzo jestem samotny.
Kapturek spojrzała na Lisiczkę, a potem uśmiechnęła się do Młynarza:
— Jeśli uwolni pan te dźwięki, cały las znów będzie śpiewał! A my będziemy pana odwiedzać!
Młynarz otworzył szkatułki jednym ruchem. Śmiech, śpiew i szum rzeki wypełniły powietrze, a skrzydła młyna zaskrzypiały i… *zaczęły się obracać*!
Wioska świętowała przez całą noc. Młynarz został przyjacielem wszystkich, a Kapturek zrozumiał, że nawet największe tajemnice można rozwikłać *uśmiechem i odwagą*.
I tak oto, gdy księżyc zawisł nad lasem, młyn znów mielił mąkę — a jego rytm wybijał takt dla nowych przygód.