
Dawno, dawno temu, w lesie tak gęstym, że nawet promienie słońca musiały się przeciskać między gałęziami, mieszkała dziewczynka o imieniu Czerwony Kapturek. Każdego ranka zakładała swój ulubiony czerwony płaszczyk z kapturem i biegła do babci, niosąc koszyk pełen pachnących jagód i ciepłego chleba. Po drodze zawsze zatrzymywała się, by pogłaskać miękkie mchy, posłuchać śpiewu ptaków i powąchać żywiczne sosny.
Pewnego dnia, gdy szła ścieżką, usłyszała ciche jęki dochodzące z zarośli. Ostrożnie odgarnęła gałęzie i zobaczyła… wilka! Ale nie tego dużego i groźnego, o którym opowiadały bajki, tylko małego, z łapą uwięzioną w pułapce kłusowników. Jego złote oczy były pełne łez, a futro, zwykle takie puszyste, najeżyło się z bólu.
— Nie bój się — szepnęła Czerwony Kapturek, klękając obok niego. — Pomogę ci.
Wilczek warknął nieufnie, ale gdy dziewczynka delikatnie dotknęła pułapki, zrozumiał, że nie chce go skrzywdzić. Razem próbowali uwolnić łapę, ale metalowe szczęki były zbyt mocne. Wtedy Czerwony Kapturek przypomniała sobie, że babcia zawsze nosi w torbie małe narzędzia. Pobiegła do domku babci tak szybko, że aż kapelusz omal nie spadł jej z głowy.
— Babciu, potrzebuję twojej pomocy! — zawołała, otwierając drzwi. Babcia, zamiast się wystraszyć, wzięła solidny obcęg i razem wróciły do wilczka. Starsza panina, choć trochę drżały jej ręce, zręcznie otworzyła pułapkę. Wilczek wyciągnął łapę i liznął babcię po dłoni, jakby mówił: „Dziękuję”.
— To jeszcze nie koniec — powiedziała Czerwony Kapturek, owijając łapę bandażem z babcinych zapasów. — Musimy odnaleźć jego rodzinę!
Ruszyli w głąb lasu, a wilczek, choć kulejący, prowadził ich przez tajemnicze ścieżki. Nagle usłyszeli przeraźliwe wycie — to mama wilczyca szukała swojego dziecka. Gdy zobaczyła ludzi, warknęła groźnie, ale mały wilk podbiegł do niej i zaczęli się trącać nosami, opowiadając sobie całą historię bez słów. Mama wilczyca spojrzała na Czerwonego Kapturka i babcię, a w jej oczach pojawiła się wdzięczność.
Od tamtej pody wilki i ludzie żyli w lesie w zgodzie. Czerwony Kapturek nauczyła wszystkich w wiosce, że nawet największe strachy mogą okazać się niesłuszne, a pomaganie innym — bez względu na to, jak bardzo się od nas różnią — to najpiękniejsza przygoda, jaką można przeżyć. A gdy wieczorami wilcze wycie mieszało się z śpiewem ptaków, nikt już nie zamykał drzwi na zasuwkę. Bo jak mawiała babcia: „Dobro zawsze wraca, czasem nawet w wilczym futrze”.






