
Dawno, dawno temu, w dolinie otoczonej wysokimi górami, żyła mała kózka o imieniu Duma. Miała śnieżnobiałe futerko i różki, które dopiero zaczynały się wyginać. Każdego ranka biegała po łąkach, skacząc przez strumyki i bawiąc się z motylami. Ale najbardziej ze wszystkiego marzyła o tym, by wspiąć się na najwyższą górę, zwaną Smoczym Szczytem, skąd – jak mówiły stare kozy – widać było cały świat.
— To niemożliwe dla takiej malutkiej kózki jak ty — mówiła jej mama, liżąc czule jej uszko. — Smoczy Szczyt jest niebezpieczny, a ścieżki są pełne ostrych kamieni.
— Ale ja chcę zobaczyć, co jest na górze! — beczała Duma, tupiąc kopytkiem. — Jestem już duża!
Pewnego dnia, gdy słońce świeciło wyjątkowo jasno, Duma postanowiła wyruszyć w drogę bez pozwolenia. Na skraju lasu spotkała swojego najlepszego przyjaciela, jeża o imieniu Kolczatek, który drzemał pod paprociami.
— Kolczatku, chodź ze mną! — zawołała radośnie. — Wspinamy się na Smoczy Szczyt!
— Ojej, ojej… — zaskrzeczał jeż, przecierając oczy. — To bardzo wysoko, Dumciu. A co jeśli się potkniesz?
— Nie potknę się! — odparła z przekonaniem i ruszyła przed siebie, a Kolczatek, choć niespokojny, potoczył się za nią.
Pierwsza część drogi była przyjemna – wąska ścieżka wiła się między drzewami, a ptaki śpiewały im do taktu. Ale im wyżej szli, tym bardziej strome stawały się skały. Nagle Duma poślizgnęła się na mchu i omal nie spadła w przepaść. Serce zabiło jej jak młotem.
— Może jednak powinniśmy wrócić? — zaproponował Kolczatek, chowając nosek pod kolcami.
— Nie! — uparła się Duma, choć łapki drżały jej ze strachu. — Muszę być odważna, tak jak prawdziwe górskie kozy!
Wtedy usłyszeli cichy szelest. Zza kamienia wyłonił się stary kozioł o siwej brodzie i poważnych oczach. Był to Strażnik Ścieżek, który pilnował gór od stu lat.
— Mała — rzekł głębokim głosem — duma to dobra rzecz, ale tylko wtedy, gdy nie jest ślepa. Góra nie wybacza lekkomyślności.
Duma spuściła głowę, czując, że policzki ją palą. Czy rzeczywiście była zbyt pewna siebie? Nagle zza chmur wyłonił się czarny cień – to olbrzymi orzeł krążył nad nimi, szukając zdobyczy. Kolczatek zwinął się w kulkę, a Strażnik stanął w obronnej pozycji. Ale Duma, zamiast uciekać, przypomniała sobie opowieść mamy o tym, że orły boją się błyszczących przedmiotów. Szybko podniosła kawałek łupku, który odbijał słońce, i zaczęła nim machać. Oślepiony orzeł odleciał z krzykiem.
— Hmm… — mruknął Strażnik, kiwając głową. — Byłaś zarozumiała, ale też sprytna. Może jednak dasz radę wejść na szczyt, jeśli posłuchasz mądrości innych.
Resztę drogi pokonywali już razem: Strażnik wskazywał bezpieczne przejścia, Kolczatek pilnował, by Duma nie biegła zbyt szybko, a ona sama uczyła się prosić o pomoc, gdy skały były zbyt śliskie. Gdy wreszcie stanęli na szczycie, Duma oniemiała. Cała dolina wyglądała jak kolorowa kołderka, a rzeka błyszczała jak wstęga.
— Widzisz? — uśmiechnął się Strażnik. — Prawdziwa odwaga to nie brak strachu, lecz mądrość, by go oswoić. A duma jest najsłodsza, gdy dzielisz ją z przyjaciółmi.
Duma przytuliła się do Kolczatka, a wiatr rozwiał jej białe futerko. Tego dnia zrozumiała, że najwyższe góry można zdobyć tylko z pokorą i pomocą innych. A kiedy wróciły do domu, mama nie mogła uwierzyć w ich przygodę – dopóki Kolczatek nie pokazał jej listka z najwyższego drzewa na szczycie, który przyniósł w swoich kolcach.






