
Dawno temu, w małym miasteczku otoczonym lasem pełnym tajemnic, mieszkał rudawy kot o imieniu Bazyli. Każdego ranka wylegiwał się na parapecie, obserwując ptaki i marząc o przygodach. Jego życie zmieniło się pewnego deszczowego popołudnia, gdy w starym kufrze na strychu znalazł lśniącą obrożę z niebieskim kamieniem. Gdy tylko ją założył, kamień zaiskrzył się, a w powietrzu rozległ się dźwięk jak brzęk kryształowych dzwoneczków.
— Ojej! — mruknął Bazyli, gdy nagle poczuł, że rozumie mowę wróbli za oknem. — To musi być magiczna obroża!
Następnego dnia Bazyli wyruszył do lasu, by przetestować nową moc. Spotkał tam małą, wystraszoną wiewiórkę o imieniu Róża, która płakała pod dębem.
— Co się stało? — zapytał kot, pochylając głowę.
— Norka mojej rodziny jest zablokowana przez wielki kamień, a ja jestem za słaba, żeby go przesunąć — wyjaśniła Róża drżącym głosem.
Bazyli, czując, że obroża delikatnie pulsuje na jego szyi, postanowił pomóc. Gdy dotknął łapką kamienia, ten nagle uniósł się w powietrze jak piórko! Wiewiórka aż podskoczyła z radości.
— Jesteś bohaterem! — zawołała.
Wieść o magicznym kocie szybko rozniosła się po lesie. Zwierzęta zaczęły prosić Bazylego o pomoc: jeż potrzebował wody w czasie suszy, zając zgubił drogę do domu, a stara sowa chciała odzyskać okulary, które wiatr zdmuchnął z gałęzi. Bazyli z radością spełniał każde życzenie, czując, jak obroża na jego szyi świeci coraz mocniej.
Pewnego wieczoru, gdy słońce chowało się za górami, Bazyli spotkał lisa o imieniu Śmigacz. Był to znany w lesie psotnik, który zawsze szukał łatwych sposobów na zdobycie jedzenia.
— Hej, magiczny kocie — zasyczał lis, kręcąc się wokół Bazylego. — Ta twoja obroża to niezły gadżet. Może pożyczysz mi ją na chwilę? Obiecuję, że oddam!
Bazyli zawahał się. Coś w błysku lisich oczu wydało mu się niepokojące, ale nie chciał być nieuprzejmy.
— Hmm… dobrze — w końcu mruknął, zdejmując obrożę.
Gdy tylko Śmigacz ją założył, kamień zgasł, a lis wybuchnął śmiechem.
— Głupi kocie! Magia działa tylko dla tego, kto ma dobre serce! — zawołał i zniknął w ciemności.
Bazyli poczuł, jak ogarnia go smutek. Bez obroży nie mógł pomagać przyjaciołom. Wtedy z krzaków wyskoczyła Róża z grupą innych zwierząt.
— Słyszeliśmy wszystko! — powiedziała wiewiórka. — Nie martw się, pomożemy ci odzyskać obrożę!
Tej nocy zwierzęta opracowały plan. Wiedziały, że Śmigacz ukrył się w opuszczonej kopalni na skraju lasu. Bazyli, choć bał się ciemności, postanowił być dzielny. Gdy dotarli na miejsce, Róża i jej przyjaciele zaczęli hałasować, odwracając uwagę lisa.
— Teraz! — szepnęła sowa.
Bazyli skoczył jak sprężyna i złapał obrożę w zęby. Śmigacz wrzasnął ze złości, ale gdy zobaczył, jak wszystkie zwierzęta stoją przeciwko niemu, uciekł z podkulonym ogonem.
Nazajutrz obroża znów lśniła na szyi Bazylego, ale kot zrozumiał coś ważnego.
— Magia była fajna — powiedział do przyjaciół — ale to wy jesteście prawdziwym skarbem.
Od tej pory Bazyli nadal pomagał innym, ale już wiedział, że największą moc ma przyjaźń i współpraca. A gdy wieczorami opowiadał młodszym zwierzętom o swoich przygodach, obroża migotała delikatnie, jakby się uśmiechała. I tak w lesie zapanowała zgoda, a nawet Śmigacz pewnego dnia przyszedł się przeprosić, niosąc w pysku koszyk jagód. Bo jak mawiał Bazyli: „Wystarczy odrobina dobroci, by zmienić czyjeś serce”.