Ostatnio moja dobra znajoma opowiedziała mi historię, która była jednocześnie zabawna i przerażająca. Nie wiem w sumie co bardziej. Dotyczyła dzieci, kłótni i próby wezwania policji przez przypadkowo przechodzącą kobietę. Krzywda dziecka? To było jedno wielkie nieporozumienie, ale dało mi do myślenia. Zaczęłam się zastanawiać, czy jestem odpowiednio wyczulona na inne dzieci i czy wiedziałabym jak zareagować, gdybym zobaczyła niepokojącą sytuację w parku czy na ulicy. A czy Wam zdarzyło się kiedyś sięgnąć po telefon i zadzwonić po policję lub zwrócić komuś uwagę, że źle traktuje dziecko? Granica między złem a dobrem może być naprawdę płynna. Przynajmniej pozornie.
A było to tak. Moja znajoma, przyjmijmy, że nazywała się X. szykowała swoją córkę do spania. Kolacja, kąpiel, mycie zębów, zakładanie piżamy… No właśnie. I na tym etapie coś poszło nie tak. Otóż 4-letnia dziewczynka z niewyjaśnionych względów wpadła w szał. Nie miała ochoty na założenie piżamy w jednorożce. Biegała goła po mieszkaniu, krzyczała, płakała i prawie kładła się na podłodze tupiąc i rozpaczając, że to, co przygotowała dla niej jej mama jest kompletnie nie do zaakceptowania. Dramat, z jakim każdy przeciętny rodzic spotkał się nie raz.
Nie masz jeszcze naszej aplikacji? Pobierz Akuku Mamo
Wszystko zaczęło się od piżamy…
Ilość łez jaka została wylana przez dziecko mogłaby trafić chyba do księgi rekordów Guinnessa. No i tu rozegrała się finalna scena. Zmęczona po całym dniu pracy matka, czyli moja znajoma X. miała już dość domowej rozróby i podniosła głos. Znam tę dziewczynę od wielu lat i nawet jej podniesiony głos nie brzmi bardzo groźnie. Przynajmniej dla mnie. X. wrzasnęła: „Masz w tej chwili założyć piżamę i do łóżka”. Córka zawyła jeszcze głośniej i jeszcze bardziej przerażająco. Przerażająco na tyle, że przechodząca pod ich domem przypadkowa kobieta zatrzymała się i zaczęła słuchać.
Był czerwiec, upały, więc wszystkie okna w domu X były pootwierane. „Co tam się dzieje! Wzywam policję” – warknęła uczynna pani, dalej stojąc pod oknem. Dla niej krzywda dziecka była ewidentna. X zamurowało. Podobnie zresztą jak jej 4-latkę. Córka momentalnie założyła piżamę i schowała się za mamę. X wyszła na balkon. „ Nic się tu nie dzieje. Córka nie chciała się ubrać” – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Pani to nie wystarczyło. Dalej twardo stała przed budynkiem i lustrowała przeszywającym wzrokiem moją znajomą.
„Ja wiem, że to pani doprowadziła dziecko do łez. Zaraz tu będzie policja” – dodała. Moja znajoma nie widziała sensu, by dalej ciągnąć tę dyskusję tylko schowała się do środka. Dziewczynka wciąż miała oczy pełne łez, ale tym razem z przerażenia. „Mamusiu nie chce, by przyjechała po mnie karetka” – dodała z rozbrajającą szczerością. X ją przytuliła i zaprowadziła do łóżka. Chwilę później dziewczynka smacznie spała.
Przeczytaj także: Hity z nadmorskich straganów

Krzywda dziecka?
Policja oczywiście nie przyjechała, ponieważ nikt po nią nie zadzwonił. Moja znajoma całą sprawę mocno jednak przeżyła. Poczuła się jak patologiczna matka, znęcająca się nad własnym dzieckiem. Później długo nie mogła zasnąć, tylko zastanawiała się, czy zachowanie tej kobiety było słuszne. Z jednej strony była na nią wściekła, że wtrąciła się w nie swoją sprawę nie znając zupełnie kontekstu.
Z drugiej jednak strony, pokazała, że los i krzywda dziecka były dla niej ważne. Nie do końca miała świadomość co się wydarzyło, ale postanowiła i tak zareagować. Może nie powinna jednak stać pod oknem i krzyczeć? Może raczej powinna zapukać do drzwi i sprawdzić, co się dzieje z dzieckiem? Czy matka na przykład jest trzeźwa? W jakim stanie jest dziewczynka? X. do dzisiaj zastanawia się nad tym wydarzeniem i nie wie, co o nim myśleć.
I ja również mam z tym problem. Sama zaczęłam się zastanawiać nad tym, gdzie jest ta granica po przekroczeniu której powinniśmy reagować? Oczywiście nie mówię tu o sytuacjach ewidentnych, kiedy dzieje się krzywda i ktoś sprawia dziecku ból. Mam wrażenie, że krzyk matki czy ojca na dziecko nie zawsze można zaklasyfikować do sytuacji alarmujących. Wiem coś o tym. Sama wielokrotnie wydzierałam się na moją córkę, gdy pod koniec dnia, ale i rano, potrafiła wyprowadzić mnie z równowagi.
Mówiąc szczerze, nie znam rodzica, który choć raz nie zdenerwowałaby się na swoje dziecko. Ustalmy jedno, nikt nie potrafi tak wkurzyć, jak własny syn czy córka. Oj nikt. Wiadomo, że trzeba panować nad sobą i nie przekraczać pewnej rozsądnej granicy decybeli, ale też nie dajmy się zwariować. Jesteśmy tylko ludźmi, a ludziom czasami zdarza się i krzyczeć.
Nie tak łatwo jest ocenić
Choć i krzyk bywa różny. Matka zdenerwowana na córkę, która nie chce założyć piżamy wydaje mi się czymś w pewnym sensie niegroźnym. Gdyby ta pani stała dłużej pod oknem mojej znajomej X. i dłużej przysłuchiwała się awanturze, być może zrozumiałaby cały łańcuch przyczynowo-skutkowy i zrozumiałaby krzyk zdesperowanej i zmęczonej matki.
Kilka tygodni temu byłam świadkiem innej sytuacji i doświadczyłam innego krzyku. Pewna znana działaczka ze świata polityki zapinała swoją córkę w foteliku samochodowym. Po minucie od wejścia do auta wydarła się na dziecko w sposób niewyobrażalnie głośny. Wcześniej nie słyszałam ich dyskusji, więc może nie powinnam tego oceniać, ale miałam jednak wrażenie, że ten krzyk był kompletnie pozbawiony sensu. Bardzo zimny, nieznoszący sprzeciwu i dużo dużo gorszy od krzyku rodzica, kłócącego się z dzieckiem o piżamę. To było jak jakieś nagłe pojawienie się bestii. Odwróciłam się i chwilę ją obserwowałam. Kobieta wsiadła do samochodu i odjechała. Powinnam była zareagować? A może miałam jednak za mało danych, by ocenić sytuację i coś zrobić?
Najbardziej przerażają mnie jednak sytuacje na pozór wyglądające na normalne. Rodzice się uśmiechają, są spokojni, nikt się nie wydziera. Czasami jednak ponosi mnie, jak słyszę, co ludzie kładą swoim dzieciom do głowy, jakie ściemy im wciskają, żeby do czegoś je przekonać. Nie mówiąc już o pasywnej agresji, czy poniżaniu, czego też czasami doświadczam na placach zabaw.
No i tu pojawia się właśnie moje pytanie: kiedy zareagować? Kiedy podejść i powiedzieć opiekunowi, że nie podoba mi się to, co widzę. No właśnie, co robić? Co i kiedy Wy robicie?
Magda.
Ja miałam podobną sytuację w pracy. Pracuje w przedszkolu. To było kilka lat temu. Miałam w grupie dziewczynkę, która nie znała żadnych granic. Robiła co chciała, często także niebezpieczne dla siebie i innych rzeczy. Sytuacja miała miejsce w sali. Byliśmy wtedy w najmłodszej grupie. Dziewczynka nazwijmy ją N zaczęła się wspinać po zabawkach i meblach na parapet. Byłam sama w sali, zajęta innym maluchem. Kiedy się odwróciłam N była już prawie na parapecie. Krzyknęłam wtedy do niej po imieniu, odruchowo. Teraz po wielu latach wiem, że powinnam podejść i ją postawić na ziemi. Wtedy jednak jako Młoda nauczycielka zareagowałam impulsywnie. Traf chciał, że piętro niżej szła mama dziecka z innej grupy. I co? Poszła na skargę do dyrektorki, że krzyczę na dzieci. A każdy kto mnie zna wie, że bardzo rzadko podnoszę głos. Zostałam wezwana na dywanik i musiałam sie tłumaczyć z sytuacji. Na szczęście dyrektorka znała N i zrozumiała nieporozumienie. Łatwo jest ocenić kogoś nie znając wszystkich okoliczności…