
Dawno, dawno temu, w wiosce otoczonej lasem tak gęstym, że liście szeleściły jak tysiąc tajemnic, mieszkała dziewczynka o imieniu Róża. Wszyscy nazywali ją Czerwoną Czapeczką, bo od rana do wieczora nosiła czerwoną, wełnianą czapeczkę, którą uszyła jej babcia. Była tak mięciutka, jak dotyk letniego wiatru, i tak ciepła, jak promienie słońca przefiltrowane przez korony drzew.
Pewnego ranka mama poprosiła Czerwoną Czapeczkę, by zaniosła koszyk z piernikami i sokiem malinowym do babci, która mieszkała po drugiej stronie lasu.
— Pamiętaj, córeczko — powiedziała mama, zawiązując dziewczynce chustkę na szyi. — Nie zbaczaj ze ścieżki i nie rozmawiaj z nieznajomymi. Las bywa kapryśny jak jesienna pogoda.
— Obiecuję! — zaśmiała się Czerwona Czapeczka, podskakując radośnie.
Gdy tylko przekroczyła granicę lasu, świat zmienił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Drzewa szumiały melodię, którą znały tylko ptaki, a między paprociami migotały świetliki, jak gwiazdy, które zgubiły się w trawie. Nagle usłyszała cichutkie:
— Pst! Hej, ty w czerwonym! — Spomiędzy korzeni wychyliła się rudawa wiewiórka o imieniu Pik. — Dlaczego tak pędzisz? Las to nie wyścig!
— Muszę szybko dotrzeć do babci — odparła dziewczynka, ale spojrzała na wiewiórkę i zatrzymała się. Pik miał łapkę owiniętą liściem. — Ojej, czy coś ci się stało?
— Ach, to nic… Tylko kolczasty orzech mnie podrapał — mruknął, ale Czerwona Czapeczka już klęczała przy nim, wyjmując z koszyka maść babci.
Gdy pomogła Pikowi, ten wskoczył jej na ramię.
— Wiesz co? Pokażę ci sekretną ścieżkę! Krótszą niż skok zająca! — zawołał. Dziewczynka zawahała się, ale ciekawość zwyciężyła.
Niestety, ścieżka zaprowadziła je w miejsce, gdzie gałęzie splatały się tak gęsto, że słońce nie mogło się przecisnąć. Nagle przed nimi wyrosła wysoka postać w długim płaszczu z liści.
— Oho, ktoś tu zgubił drogę? — zasyczał Lis, przekręcając wąs. Jego oczy błyszczały jak dwa lódki w ciemności.
— My… my tylko… — zaczęła Czerwona Czapeczka, ale Pik szarpnął ją za rękaw.
— Uciekajmy! — pisnął.
Lis ruszył za nimi, śmiejąc się cicho, ale dzieciaki były szybsze. Wpadły prosto na polanę, gdzie stał dom babci. Staruszka, zamiast leżeć w łóżku, wiązała właśnie liny między drzewami — okazało się, że buduje most dla jeży, które nie mogły przejść przez strumień!
— Babciu! Lis nas goni! — krzyknęła Czerwona Czapeczka.
— Nic się nie bójcie — uśmiechnęła się babcia i gwizdnęła donośnie. Z krzaków wyskoczyły trzy dziki, stając między nimi a Lisem. Ten, widząc, że przegrał, zniknął w gęstwinie.
Wieczorem, przy kominku, babcia pogłaskała wnuczkę po głowie.
— Dziś nauczyłaś się dwóch ważnych rzeczy: pomaganie przyjaciołom to skarb, ale zaufanie do własnego instynktu to klucz do bezpieczeństwa.
— I że babcia zna wszystkie sekrety lasu! — dodała Czerwona Czapeczka, przytulając się do niej.
A Pik, który został na kolacji, cmoknął:
— No i że wasze pierniki są najlepsze na świecie!
Od tego dnia Czerwona Czapeczka zawsze słuchała mamy… ale czasem, tylko czasem, pozwalała sobie na małe przygody — oczywiście z przyjaciółmi u boku.






