
Dawno temu, za siódmą górą i trzecim strumieniem, mieszkała dziewczynka o imieniu Czerwony Kapturek. Każdego ranka zakładała swój ulubiony czerwony płaszczyk z kapturem i biegła do lasu, by zbierać jagody dla babci. Las był jej drugim domem – znała każde drzewo, każdą ścieżkę i każde zwierzę, które tam mieszkało.
Pewnego letniego dnia, gdy słońce tańczyło między liśćmi, Kapturek usłyszała dziwny dźwięk: „Puk! Puk! Puk!” – jakby ktoś stukał w pusty pień drzewa. Z ciekawością podążyła za dźwiękiem i odkryła małego dzięcioła o imieniu Tadek, który rozpaczliwie uderzał dziobem w korę.
— Co się stało, Tadku? – zapytała dziewczynka, pochylając się nad ptaszkiem.
— Mój młodszy brat wpadł do głębokiej dziury pod starym dębem! – zawołał dzięcioł, trzepocząc skrzydłami. – Nie mogę go sam wydostać!
Kapturek natychmiast pobiegła za Tadkiem do ogromnego dębu, gdzie w ciemnej jamie słychać było cichutkie „Ćwir! Ćwir!”. Problem był jednak większy, niż się wydawało – dziura była zbyt wąska, by Kapturek mogła włożyć rękę, a korzenie uniemożliwiały kopanie.
— Potrzebujemy pomocy – powiedziała dziewczynka, zamyślona. – Ale kogo?
— Ja wiem! – odezwał się nagle głos z góry. Na gałęzi siedział rudowłosy lis o imieniu Feliks. – Moja siostra, borsuczyca Baska, potrafi kopać lepiej niż ktokolwiek w lesie!
Razem udali się do nory Baski, która – choć początkowo zaspana – od razu zabrała się do pracy. Jej silne łapy szybko rozgarnęły ziemię, a mały dzięciołek w końcu mógł wyfrunąć na wolność!
— Dziękuję wam wszystkim! – zaśpiewał radośnie, krążąc nad ich głowami.
— To była praca zespołowa – uśmiechnęł się Feliks. – Każdy z nas zrobił coś, czego inni nie potrafili.
Wieczorem, gdy Kapturek wracała do domu z koszykiem pełnym jagód, zrozumiała, że las to nie tylko drzewa i ścieżki. To miejsce, gdzie przyjaźń i współpraca mogą pokonać każdą trudność. A od tej pory zawsze nosiła w kieszeni małą łopatkę – na wszelki wypadek, gdyby znów ktoś potrzebował pomocy.