polskie plaże

Polska plaża straszy? Oto co mnie tam wkurza

Wakacje powoli dobiegają już końca, więc ja w międzyczasie pozwoliłam sobie na pewne plażowe przemyślenia. W tym roku spędziłam nad polskim morzem w sumie ponad 3 tygodnie. Jako że ledwo chodzę przez mój wielki, ciążowy brzuch i obolałe stopy, to prawie codziennie leżałam na plaży, obserwując moich sąsiadów. Jedni odgradzali się parawanami, kreując wokół siebie aurę tajemniczości, inni z kolei pokazywali się w całej swojej okazałości. No i tutaj przestawało robić się zabawnie. Przyzwyczajenia, wybryki, a może nawet i nawyki co poniektórych, mocno nadszarpnęły moją cierpliwość, poczucie estetyki, a także nerwy. Oto kilka powtarzających się zachowań naszych braci i sióstr. Plaża może straszyć…

Zanim wywołam internetową gównoburzę, na wstępie dodam, że to, co  zaraz przeczytacie mogło wydarzyć się tak naprawdę wszędzie. Nie tylko na polskiej plaży. Również na francuskiej riwierze, w tureckim kurorcie, czy na szerokich plażach na Sardynii. Nie krytykuję tu Polaków tylko raczej pewne powtarzalne zachowania ludzi. A jak wiadomo ludzie wszędzie są tacy sami.

Pech chciał, że akurat byczyłam się w tym roku w okolicach Ustki i Gdańska. No i tam zderzyłam się z mentalnością niektórych osób. Oberwało się więc trochę Polakom, ale jestem pewna, że jako zgryźliwa ciężarna umęczona wysokimi temperaturami, a także bólem stóp i kręgosłupa doszukałabym się także wad u innych nacji. Ale dobrze, koniec tłumaczenia. Co więc tak bardzo mnie wkurzało? Oto pięć kluczowych „kejsów”. 

Nie masz jeszcze naszej aplikacji? Pobierz Akuku Mamo

polskie plaże

1. Nie sikajmy do piachu. Plaża to nie toaleta…

Zacznę może z grubej rury, ponieważ to, co zobaczyłam przedostatniego dnia wakacji na długo utkwi chyba w mojej pamięci. Otóż zastanawiałyście się pewnie wielokrotnie, gdzie wysikać się na plaży, skoro w promilu kilometra nie ma nigdzie łazienki. Tak, to jest problem w polskich kurortach. Toi Toi często śmierdzą na kilometr, a do toalet w knajpach nie chcą wpuszczać osób, które nie są klientami. Co skutkuje tym, że wielu z nas załatwia swoje potrzeby w lasku tuż przed wejściem na plażę, o czym pisał ostatnio na swoim Instagramie Filip Chajzer.

Zapach morza, słońce, piękny widok i nagle orientujesz się, że zarówno z prawej, jak i z lewej strony walają się po ziemi podpaski, tampony lub kawałki papieru toaletowego. Ba! Mogą ci się nawet przykleić do stóp. Okazuje się jednak, o czym przekonałam się na własnej skórze, że można sikać nie tylko za wydmami w zacienionym lasku. Można też, mówiąc wprost, opróżniać swój pęcherz na oczach innych ludzi na środku plaży na piach. Tak, tak, dokładnie tak. 

Plaża w Gdańsku. Ja, mój Miki i Alicja szukaliśmy idealnej miejscówki blisko morza. Już, już wypatrzyliśmy sobie jedną, już mieliśmy rozkładać ręcznik, kiedy naszym oczom ukazał się dość groteskowy i zarazem mocno przerażający widok. Na oko 5-6 – letnia dziewczynka, zupełnie goła, stała w dużym rozkroku nad wykopanym wcześniej dołkiem w piachu i centralnie do niego sikała. Obok na kocu, leżała dwójka jej rozbawionych rodziców, których wyraźnie śmieszyło to, co właśnie się działo. Kiedy dziewczynka skończyła robić siku, mama kazała jej łopatką zakopać ów dołek. Po chwili wszystko wróciło do normy. Dziecko zaczęło się bawić, rodzice opalać. Tylko my staliśmy jednak jak wryci. 

Jestem w stanie zrozumieć naprawdę wiele. Wiele już widziałam, szczególnie w przypadku dzieci. Moja córka zwymiotowała mi kiedyś do majtek, córki koleżanki wysmarowały kupą umywalkę w dość eleganckiej restauracji w Zakopanem, ja sama jako dziecko bawiłam się z kolei psią kupą – tak zdarzyło mi się. Niewiele mnie już zadziwia od czasu, gdy zostałam mamą. Sikanie do piachu na środku plaży uważam jednak za totalny szczyt braku kultury. Nie tej biednej dziewczynki oczywiście, ale jej rodziców.

Z dwojga złego uważam, że milion razy lepiej jest się ruszyć do tego cholernego lasku przed plażą i tam się wysikać. Uważam nawet, że już lepiej jest wysikać się do morza choć to też budzi moje wątpliwości, ale dobra, komu z nas nie zdarzyło się siknąć  w fale? Załatwianie jednak swoich potrzeb fizjologicznych w piasek, na którym za kilka godzin położy się ktoś inny jest już mocną przesadą.

morze polska

Przesadą jest również wysadzanie 2-letniego chłopca na murek tuż przed wejściem na plażę, gdzie większość urlopowiczów siada i zakłada klapki. I nie można tego tłumaczyć tym, że to tylko dziecko, że można wybaczyć, że to przecież tak nie śmierdzi itd. Uczmy nasze dzieci kultury osobistej od małego. Dajmy im dobry przykład. Czy to naprawdę takie trudne? 

2. Nie układajmy się na plaży centymetr od drugiego człowieka…

Polskie plaże są długie i szerokie. Piasek jak mąka, widoki piękne, a do tego wszystkiego cudowna morska bryza. Spokojnie, nie pchajmy się. Starczy miejsca dla każdego. Niestety ludzie są osobnikami stadnymi i nawet na urlopach wolą czuć ciepełko drugiego, obcego człowieka niż położyć się kawałek dalej. Wolą stykać się stopami niż swobodnie rozciągnąć na ręczniku, tak by nikogo nie trącać.

Położyłam się z Alą na piachu. Był środek tygodnia, Gdańsk Jelitkowo. Plaża była w 60 procentach pusta. Tak, to możliwe nawet w wakacje. Walka toczyła się jedynie o fragment nadmorskiego pasa, który jak wiadomo, cieszy się największą popularnością wśród rodzin z dziećmi. Rodzice leniuchują na piachu, ale bez problemu mogą obserwować taplające się w wodzie i oddalone o kilka centymetrów od nich dzieci.

Tego dnia było sporo wolnego miejsca nawet tam. Spokojnie każdy mógł wybrać dla siebie skrawek plaży. Na horyzoncie pojawiła się jednak para z dwójką dzieci, która postanowiła położyć się praktycznie tuż obok mnie. Myślę sobie, spoko, niech się kładą. Będziemy wyglądać jak grupa znajomych, ale co tam. Możemy.

Wstałam i na chwilę poszłam z moją córką do wody. Po chwili wróciłyśmy na miejsce, a tam zastała nas zupełnie nowa rzeczywistość. Para z dziećmi postanowiła totalnie odgrodzić się od nas i rozwinęła kolorowy parawan, który praktycznie dotykał mojego ręcznika. Położyłam się na piasku i miałam wrażenie, jakbym leżała przy ścianie… Gdybym nie była w ciąży pewnie przesunęłabym moje obozowisko kawałek dalej, ale nie za bardzo byłam w formie, by w 8 miesiącu ciąży siłować się z parasolem i namiotem. Zostałam więc tam, gdzie byłam. 

Ja, Alicja, ta parka i ich dzieci przestaliśmy tylko wyglądać jak grupa dobrych znajomych, spędzająca wspólnie czas na plaży. Zaczęliśmy raczej przypominać pokłóconych ludzi, którzy nie mogą na siebie patrzeć. A wystarczyłoby, żeby moi sąsiedzi przesunęli się w drugą stronę o pół metra, gdzie naprawdę było pusto. 

Przeczytaj także: Mama na Bali

3. Dręczenie zwierząt, serio?

No dobra, każdy z nas ma pewnie na swoim koncie „dręczenie” zwierząt za czasów swojej młodości. W latach 90., rozpracowywało się budowę anatomiczną kijanki, czy ślimaka. Dla mnie to był jednak zbyt duży hardkor, więc jedyne czego się dopuściłam to więzienie mrówek w pudełku i obserwowanie ich reakcji. Pamiętam, że moi rodzice reagowali, gdy pastwiłam się nad biednymi owadami. Babcie moich kolegów, z którymi bawiłam się nad osiedlowym stawikiem, także upominały wnuczków, gdy biegali z biednymi kijankami. Ja niestety zaobserwowałam na plaży coś innego. Obojętność na krzywdę zwierząt.

Dzieciaki ( i nie mówię tu o tych najmłodszych) były mocno zainteresowane morskimi stworzeniami. Kiedy więc w wodzie pojawiły się meduzy, najmłodsi byli pod ogromnym ich wrażeniem. Niestety obserwowanie to jedno, a znęcanie się nad nimi to drugie. 

Tylko raz usłyszałam, jak wzburzony ojciec huknął na swoich synów, że jeśli zrobią coś meduzie, którą więzili w torebce plastikowej wypełnionej wodą, to będą mieć problemy. Reszta kompletnie nie reagowała na to, jak ich pociechy dręczyły te morskie kreatury. Nie wiem, czy moja empatia do meduz była wywołana obejrzaną ostatnio „Małą syrenką” Disney’a, czy raczej moją ciążą i generalnie większym rozemocjonowaniem, ale wkurzało mnie, gdy jeden z drugim przetrzymywali meduzę w wiaderkach i przerzucali się pomysłami co z nią zrobić. Ktoś wrzucił meduzę na nogę wujka, ktoś inny na piach. Radość była przeogromna. I po stronie dzieci i po stronie dorosłych. 

4. Imprezowe obozowiska 

Może już totalnie stetryczałam, ale wkurzają mnie tak zwane wesołe gromadki imprezujące na plaży w ciągu dnia. Oczywiście nie mam nic przeciwko ludziom bez dzieci, którzy w pełni korzystają z uroków wakacji i bawią się na plaży. Ba! Zazdroszczę im nawet trochę. Irytują mnie jednak tak zwane imprezowe obozowiska „karków”, którzy totalnie nie interesują się tym, że mogą przeszkadzać innym. Głośna muza na full, walające się opakowania po prażynkach, wszędzie browary, bluzgi no i oczywiście dym z papierosów. Tylko grilla i skwierczącej kiełbasy jeszcze brakuje. Plaża nie plaża, karki chcą się czuć jak u siebie.

Można powiedzieć, że wystarczy położyć się dalej od nich. No wystarczy, ale wkurzało mnie teraz, że musiałam w moim stanie drałować na drugi koniec plaży, by mieć święty spokój. No ale cóż, może dzięki temu, że karki wyżyły się w ciągu dnia na plaży, w nocy nie darli się nikomu nad głową? 

dziecko na plaży nad polskim morzem

5. Emocje, hałasy i podejście „mam w dupie innych”

Sopot. Plaża. Piękna pogoda, ludzi niestety sporo. Było prawie idealnie. Nawet te tłumy jakoś bardzo mi nie przeszkadzały. Przeszkadzało mi za to coś innego. I miałam wrażenie, że nie tylko mnie. Nad brzegiem morza jeden z panów urządził mecz piłki nożnej dla swoich dzieci i dzieci znajomych. Generalnie super. Fajnie jest zobaczyć zaangażowanych rodziców, którym coś się chce. Niestety podczas plażowej rozgrywki doszło do takiej eskalacji emocji, że chyba turyści w Gdańsku, spacerujący po starówce musieli słyszeć te wrzaski i mieć wrażenie, jakby siedzieli na stadionie Lechii Gdańsk. 

Pan kaowiec tak bardzo dopingował dzieciaki do strzelania bramek, że trochę mu się zapomniało, że nie jest na boisku i nie jest sam. „Strzelaj, strzelaj”, „Kurka wodna było blisko”, „Dawaj, dalej, no!!”  – darł się na całe gardło, stawiając do pionu resztę plażowiczów.

Powtórzę po raz drugi, że wielki plus dla niego za zaangażowanie i zorganizowanie wspólnej zabawy. Musimy jednak respektować innych ludzi. Tak jak nie dmuchajmy sobie dymem papierosowym w twarz, tak nie krzyczmy sobie nad uchem raz po raz w miejscu, gdzie teoretycznie powinniśmy się relaksować. Plaża = spokój.

No i złych emocji z mojej strony byłoby na tyle. Na koniec na pocieszenie dodam, że spędziłam super czas nad polskim morzem i niezmiennie uważam, że takich plaż, jakie mamy, inni mogą nam pozazdrościć. Zdarzyło się też kilka bardzo miłych sytuacji, których na pewno nie zapomnę. Pewien sympatyczny chłopak pomógł mi z parasolem, gdy zerwał się wiatr, a ja z wielkim brzuchem nie mogłam sobie z nim poradzić, kręcąc się w kółko i walcząc z powyginanymi drutami. Pewna miła pani, która podsłuchała moją rozmowę z córką, jak tłumaczyłam jej, że nie mam siły iść znowu do morza po wodę w wiaderku, wyręczyła mnie i przyniosła Alicji pełen kubek wody.

Takie sytuacje też miały miejsce. I bardzo za nie dziękuję. 

Magda.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *