Bohater Sam, wesoła czerwona straż pożarna w bajkowym miasteczku, pomaga zwierzętom.

W małym, kolorowym miasteczku, gdzie domy miały dachy w kształcie cukierków, a ulice lśniły jak polerowane koraliki, mieszkał niezwykły samochód strażacki o imieniu Sam. Był czerwony jak dojrzałe jabłko, błyszczący od nowości i zawsze gotowy do akcji. Jego syrena wyśpiewywała wesołe „Ee-ooh, ee-ooh!”, a dzieci machały do niego, ilekroć przejeżdżał ulicami. Sam uwielbiał swoją pracę, ale najbardziej kochał pomagać innym. Jego najlepszym przyjacielem był hydrant o imieniu Hipek, który zawsze miał dla niego świeżą wodę i dobre rady.

Pewnego letniego ranka, gdy słońce tańczyło na niebie jak złota piłka, Sam zauważył dziwny dym unoszący się nad lasem. „To może być pożar!” – pomyślał i natychmiast pomknął w tamtą stronę. Po drodze spotkał małą wiewiórkę Zuzię, która trzęsła się jak galaretka. „Ojej, ojej! W lesie jest ogień, a mój domek jest na najwyższej sośnie!” – zawołała. Sam nie musiał się długo zastanawiać. „Wskakuj, Zuziu! Razem damy radę!” – odpowiedział, otwierając drzwi kabiny.

Gdy dotarli na miejsce, okazało się, że ogień rozprzestrzenia się szybciej niż plotki na ptasim zebraniu. Płomienie tańczyły między drzewami, a dym zasłaniał niebo jak szara kołdra. Sam wiedział, że nie poradzi sobie sam. „Hipek, potrzebuję twojej pomocy!” – zawołał do przyjaciela przez radio. „Ale ogień jest zbyt daleko od hydrantów!” – odparł zmartwiony Hipek. Wtedy Sam wpadł na genialny pomysł. „Zuziu, poproś wszystkie zwierzęta, by przyniosły wiaderka z wodą z jeziora! A ty, Hipek, przygotuj najdłuższy wąż, jaki mamy!”

Zobacz:  Spokój i jego ciche miejsce

W mig cały las zamienił się w drużynę ratunkową. Jeże toczyli kropelki rosy na kolczastych plecach, bobry budowali tamę, by skierować wodę w stronę ognia, a ptaki roznosiły wiadomości jak żywe radia. Sam, pracując na pełnych obrotach, gasił płomienie swoim potężnym strumieniem, a Hipek dostarczał mu wodę przez specjalnie rozciągnięty wąż. Nawet wiatr, który wcześniej roznosił ogień, teraz dmuchał w przeciwną stronę, jakby też chciał pomóc.

Wreszcie, po godzinie wytężonej pracy, ostatni płomieś zasyczał i zniknął w kłębach pary. Las był uratowany! Zwierzęta skakały z radości, a Zuzia objęła Sama błyszczącym zderzakiem. „Jesteś naszym bohaterem!” – zaśpiewały ptaki. Sam jednak tylko skromnie zamrugał niebieskimi światłami. „To była praca zespołowa. Każdy z was był dziś strażakiem!”

Od tamtego dnia w miasteczku co roku obchodzono „Dzień Małego Strażaka”, kiedy to dzieci i zwierzęta uczyły się, jak pomagać innym i dbać o bezpieczeństwo. A Sam? Ciągle jeździł swoimi ulicami, gotowy na nowe wyzwania, ale teraz zawsze uśmiechał się pod maską, gdy słyszał, jak dzieci grają w strażaków. Wiedział bowiem, że największa siła nie kryje się w silniku czy wężu strażackim, ale w sercu pełnym odwagi i przyjaciół, na których można liczyć w potrzebie.