szkoła w ameryce

Szkoła w Ameryce, czyli żółty autobus, opłaty i typowy lunch


Beztroskie wakacje wypełnione długimi, leniwymi porankami oraz późniejszym kładzeniem się spać dobiegły końca… Dzisiaj, tj. 22 sierpnia, w czwartek rozpoczął się pierwszy dzień roku szkolnego dwójki moich starszych dzieci. Emocje im towarzyszące były skrajnie różne. Synek, który idzie teraz do 3 klasy był mocno podenerwowany i niechętnie wracał do szkoły. Z kolei starsza córeczka, która zaczyna 1 klasę była podekscytowana i nie mogła się doczekać tego dnia. A ja – matka – choć dodaję odwagi i ciągle powtarzam, że nie ma się czego obawiać, w rzeczywistości przeżywam wraz z nimi 🙂 Szkoła amerykańska dość zasadniczo różni się od polskiej i te różnice pokrótce postaram się przedstawić.

W Ameryce lęki związane z powrotem do szkoły to nie tylko zwykła niechęć do wczesnych pobudek, odrabiania lekcji czy prawie 8h spędzonych w szkole, ale przede wszystkich strach przed zmianami – zmianą wychowawcy, zmianą dzieci w klasie – a te zmiany następują w każdym kolejnym roku. Amerykanie już od najmłodszych lat wychowywani są w trybie, nazwijmy to umownie “przystosowawczym”. W większości stanów 6- latkowie (w nielicznych tylko stanach 5 lub 7 ) rozpoczynają 1 klasę.

Rok poprzedzający szkołę uczęszczają do Kindergarten, czyli polskiej “zerówki”, która najczęściej mieści się w szkole – Elementary School (odpowiednik szkoły podstawowej). Zatem od 5 roku życia Amerykanie są oswajani z ciągłymi zmianami. Co roku następuje roszada w klasach oraz zmiana wychowawców klasy.

Dla nas, Polaków, którzy już swoje pierwsze przyjaźnie często zawiązujemy w klasach podstawowych to totalny kosmos by nasza ukochana Julia czy wychowawczyni Agnieszka nie była z nami w tej samej klasie przynajmniej przez kilka lat. Dla Amerykanów to normalne i nikogo to nie dziwi. Ja osobiście widzę w tym systemie więcej minusów, niż plusów, ale to pewnie dlatego, że byłam ze wspomnianą wyżej Julią 4 lata w jednej klasie, nie wyobrażam sobie tych lat bez niej i przyjaźnimy się do dzisiaj 😉 

Nie masz jeszcze naszej aplikacji? Pobierz Akuku Mamo

dzieci w amerykańskiej szkole

Wiek szkolny jest również inaczej liczony. W Polsce każde dziecko, które ukończy 6 rok życia między 1 stycznia a 31 grudnia rozpoczyna pierwszą klasę 1 września. W Ameryce zaś każde dziecko które skończy 6 lat do 31 sierpnia, idzie do pierwszej klasy… 

A kiedy rozpoczyna się w Ameryce rok szkolny? Rok szkolny zaczyna się i kończy przeciętnie o tydzień, półtora tygodnia wcześniej niż polska szkoła. Nie ma sztywno wyznaczonej daty, jak ma to miejsce w Polsce. W tym roku początek roku wypada w czwartek, w poprzednim był w środę, a w przyszłym może nawet i w piątek 😉  Data ta może się również różnić w zależności od rodzaju szkoły, a tych w Ameryce wyróżnia się kilka.

SZKOŁA PUBLICZNA, CHARTER I PRYWATNA

Mieszkańcy Stanów Zjednoczonych mają do wyboru kilka rodzajów szkół. Ja skupię się na trzech najbardziej popularnych, jakimi są: tradycyjna publiczna nieodpłatna , charter na pół publiczna i prywatna, ale nieodpłatna oraz prywatna odpłatna. 


Szkoły tradycyjne publiczne tak samo jak w Polsce podlegają rejonizacji. Wysoko uplasowane w rankingach szkoły publiczne mieszczą się w dzielnicach lepiej sytuowanych Amerykanów, którzy wolą zapłacić więcej za dom, ale nie płacić za posyłanie do lepszej szkoły prywatnej. Większy wybór lepszych szkół publicznych znajduje się na przedmieściach miast, gdzie ceny domów najczęściej są niższe, niż w dobrych dzielnicach większych miast.

Przeczytaj także: Polska plaża straszy…

szkoła

Przeprowadzki młodych rodzin z dziećmi na przedmieścia NYC czy LA nikogo zatem nie dziwią. Szkoły te dzielą się również na dwa cykle kalendarzowe: cykl tradycyjny, kiedy to początek roku zaczyna w drugiej połowie sierpnia, a kończy w pierwszej połowie czerwca oraz cykl roczny, gdy szkoła zaczyna się w drugiej połowie czerwca, a kończy… w pierwszej połowie czerwca. Cykl drugi to system 9 tygodni nauki i 3 tygodniami przerwy na okrągło podzielony na 4 tory. Przyznam, że byłam niezmiernie zaskoczona kiedy dowiedziałam się, że szkoła do której przypisany był nasz pierwszy dom była właśnie w systemie rocznym. To rozwiązanie nie jest popularne i wprowadzane jest tylko w miejscach, gdzie ilość dzieci jest nadzwyczaj duża.

Mój synek przez pierwszy rok chodził tam do Kindergarten i choć szkoła była bardzo dobra, i blisko naszego domu zdecydowałam wraz z mężem o przeniesieniu go do szkoły z kalendarzem tradycyjnym. Brak długich wakacji latem był dla nas kluczowy. Mieliśmy to szczęście, że blisko nas otwierała się znana filia dobrej szkoły charter, do której się dostał.

Szkoły charter to szkoły utrzymywane z datków prywatnych, sponsorów itp. i różnią się większą elastycznością w programie nauczania niż publiczne. Jest mniej zadawanej pracy domowej, a więcej indywidualnego podejścia do dziecka. Najczęściej prezentują wyższy poziom od szkół tradycyjnych publicznych, dlatego cieszą się powodzeniem i jest ich dużo. O tym czy dane dziecko zostanie przyjęte do szkoły decyduje los, a dokładnie loteria. 


Szkoły prywatne są szkołami odpłatnymi i najczęściej bardziej zamożni Amerykanie mogą sobie na nie pozwolić. Są to przeróżnego rodzaju szkoły: tradycyjne, religijne, Waldorfa czy Montessori* itp. (*tymi ostatnimi mogą też być szkoły typu charter). Przeciętne czesne wynosi ok. $1000 miesięcznie.


dzieci w szkole

SŁÓW KILKA O TYPACH SZKÓŁ NA RÓŻNYCH ETAPACH NAUCZANIA 

W Ameryce wyróżniamy Elementary School (szkoła podstawowa), która trwa od Kindergarten do 5-6 klasy, Middle School zwane często Junior High School (do niedawna gimnazjum)  od 6-7 do 8 klasy oraz High School (liceum) od 9 do 12 klasy. Najczęściej amerykański uczeń kończy 12 lat edukacji w wieku 18 lat. Ci, których stać i są mądrzejsi na dalszym etapie wybierają uniwersytety lub college.

OCENY, PRZEDMIOTY, ŻÓŁTY AUTOBUS

System oceniania w szkołach amerykańskich jest również odmienny do tego, co znamy w Polsce. Zamiast tradycyjnych ocen 1-6 w USA najczęściej występuje system A, B, C, D i F (nie lubią ewidentnie E?!). Na koniec każdego kwartału rodzice dostają karty z ocenami oraz podsumowaniem ich postępów z poszczególnych przedmiotów. Nie ma również mowy o beztroskich wagarach. W naszej szkole każda nieobecność dziecka w danym dniu do 10 rano nieusprawiedliwiona wcześniej przez rodziców kończy się telefonem do mamy czy taty z prośbą o kontakt ze szkołą i wytłumaczeniem absencji (SIC!) 🙂 

Dwoje moich dzieci jest obecnie ocenianych z angielskiego, matematyki, nauk społecznych (‘social studies’), środowiska (‘science’), podstaw wiedzy komputerowej, wychowania fizycznego, muzyki i plastyki. Dodatkowo szkoła oferuje również dodatkowe odpłatne zajęcia kwartalne, które kosztują niewiele, a ich zakres jest bardzo szeroki – od nauki gotowania, poprzez STEM i lekcje koszykówki. 

Godzina rozpoczęcia lekcji także się różni w zależności od szkoły. Szkoła moich dzieci startuje od 8:00 i kończy się o 15:15. (Mali Amerykanie dużo więcej spędzają czasu w szkole, niż polskie dzieci). Dzieci mają dwie większe przerwy na lunch i mniejszą przekąskę (‘snack time’) oraz czas na dworze. Na początku każdego roku rodzice deklarują na kartach czy ich dzieci będą zawożone do szkoły ( tzw. carpooling) czy też będą szły piechotą. Nasza szkoła, która jest charter nie oferuje transportu dzieci autobusem. To udogodnienie mają tylko rodzice dzieci tradycyjnych szkół publicznych, choć też nie w każdym stanie. Kalifornia na przykład nie ma w ogóle publicznego transportu do szkół. Co stan to inne prawo.


jedzenie w szkole

Rodzice uczniów są bardzo mile widziani w szkole i zachęcani do bycia aktywnymi – czy to jako wolontariusze na wycieczkach, kiermaszach książek czy też odwiedzaniem swoich dzieci w porze ich posiłków. Zdarzyło mi się być kilkakrotnie u moich dzieci w szkole przy rozmaitych okazjach w porze lunchu i podejrzeć czy/ jak bardzo ich jedzenie różni się od ich amerykańskich koleżanek/ kolegów.

Uczniowie mogą jeść wykupione posiłki przez rodziców w szkolnej kafeterii lub przynosić własne posiłki. My, jako obywatele Europy wybraliśmy drugą opcję i dajemy dzieciom do szkoły obrzydliwie zdrowe jedzenie 😉 Szczerze, byłam trochę zszokowana widząc, co mali Amerykanie jedli. Równocześnie lubiąc bardzo Amerykę i jej mieszkańców i nie chcąc utwierdzać stereotypów, nie będę zgłębiać tego tematu. Może kiedyś przy innej okazji 😉

*Na zdjęciu w kafeterii jemy to, co nam szkoła zafundowała z okazji Dnia Babci i Dziadka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *