
Dawno, dawno temu, w małym miasteczku o dachach w kolorze cukierków, mieszkała uśmiechnięta taksówka o imieniu Tina. Miała lśniące, żółte nadwozie i radosny klakson, który brzmiał jak dzwoneczek: „Tyn! Tyn!” Każdego ranka woziła dzieci do szkoły, a wieczorem pomagała babciom z zakupami. Ale najbardziej marzyła o tym, by wyjechać poza znane uliczki i zobaczyć, co kryje się za górami na horyzoncie.
Pewnej mglistej soboty, gdy Tina stała na postoju, do jej drzwi podszedł mały jeż o imieniu Igiełka.
— Tina, potrzebuję twojej pomocy! — zawołał, strosząc kolce. — Mój kuzyn Maks utknął w wielkim mieście i nie zna drogi do domu!
Tina aż podskoczyła na oponach. To była jej szansa!
— Hop do środka! — zaterkotała radośnie. — Pojedziemy przez Las Szepczących Drzew i Rzekę Luster. To długa podróż, ale damy radę!
Ich przygoda zaczęła się, gdy wjechali w tunel z wijącego się bluszczu. Światło latarni Tiny odbijało się w tysiącach kropel rosy, tworząc na liściach tęczowe obrazy. Nagle drogę zastąpił im ogromny kamień o kształcie śpiącego niedźwiedzia.
— Brrrum! — zahamowała Tina, a Igiełka potoczył się jak kłębek wełny.
— To Strażnik Granicy — szepnął jeżyk. — Mówią, że przepuszcza tylko tych, którzy odpowiedzą na jego zagadkę.
Kamień nagle ożył i zgrzytnął głosem jak skrzypiące zawiasy:
— Co jest większe niż góry, lżejsze niż piórko, a bez niego nawet król jest samotny?
Tina zamyśliła się, a jej reflektory mrugały jak oczy sowy. Wtedy usłyszała śmiech dzieci bawiących się za rzeką.
— To przyjaźń! — zawołała. Kamień rozpadł się na tysiąc biedronkowych kropek, a ścieżka stała otworem.
W wielkim mieście czekały nowe wyzwania: ulice wiły się jak rozgrzane węże, a znaki drogowe mówiły w obcych językach. Gdy zgubili się w labiryncie wieżowców, pomogła im gołębica Listonoszka, która znała każdy dach w mieście.
— Skręćcie w prawo przy fontannie z tańczącymi żabami! — wskazywała skrzydłem.
Kulminacja nadeszła, gdy znaleźli Maksa uwięzionego na placu budowy. Wielka koparka „Zębisław” niechcący zablokował wyjście stosem rur.
— Chrum-chrum! — burczał zakłopotany. — Nie umiem jeździć do tyłu…
Tina, choć drżały jej lusterka, wymyśliła plan. Używając swojego radia, zagrała polkę, a rury potoczyły się w rytm muzyki!
Gdy wracali do domu, księżyc świecił jak złota moneta. Maks i Igiełka chrapali zadowoleni na tylnej kanapie, a Tina uczyła się nowych znaków od Listonoszki. Najważniejszą lekcją było jednak co innego:
— Świat jest wielki jak niebo — myślała — ale każda podróż staje się piękniejsza, gdy ma się przyjaciół u boku.
Od tamtego dnia żółta taksówka wciąż woziła dzieci do szkoły, ale czasem mrugała do nich światłami i opowiadała o przygodach, które czekają za każdym zakrętem. A gdy wieczorami parkowała w garażu, jej reflektory jeszcze długo świeciły ciepłym blaskiem, jakby śniły o kolejnych drogach do odkrycia.






